pod srebrnym kurem


pawellas
5
7 yıl önce
grzegórzki
byliście może kiedyś „pod srebrnym kurem”, ewentualnie nad nim lub chociażby obok niego? na pewno jednak przechodziliście mimochodem obok, spiesząc na dworze autobusowy lub też spacerując po parku strzeleckim przy lubiczu. park ten jest chyba znany każdemu krakowianinowi – na pewno dostrzegł pałacyk, pomnik jpii nawiązujących projektem do żelaznego tronu, czy też sprawdził godzinę na zegarze słonecznym. pod srebrnym kurem, nawiązuje nazwą do słynnego xiv bractwa cechowego, kurkowym znanego, a słynnego z konkursu strzeleckiego o puchar króla kurkowego. nie to akurat skłoniło mnie, aby zajrzeć do restauracji, lecz żona zgłodniała, a tam właśnie było najbliżej – ot prozaiczna przyczyna.


lokal niby w centrum miasta, ale jakby na uboczu: trochę daleko, ale też trochę blisko, niby trochę na widoku, a trochę schowany. trochę z nowej epoki, a trochę zatrzymany w rozwoju w prlowskim okresie słusznie minionym. taki trochę zimny, a trochę letni – jak tu go ocenić? schodzicie z topolowej po schodkach (nie napiszę, że w dół) i przechodząc przez ogródek docieracie do wejścia. teraz już będzie z górki, znaczy na płaskim: na wprost jest sala reprezentacyjna z szerokim barkiem, z lewa natomiast dostrzeżecie mniejszych rozmiarów pomieszczenie. nie znajdziecie tam pstrokacizny, ale spokojną zieleń silnie zaakcentowaną brązowymi, prawie hebanowymi stolikami.

jaka może być oferta w tej knajpce, tak – tak, pełno frykasów polskiej kuchni, więc żadnej małopolanin nie wyjdzie głodny, a wielopolanka nienajedzona. wziąłem rosół, kotlet po parysku z sałatkami, a luba wzięła barszcz i ser camembert. co do barszczyku i rosołu nie mam żądnych zastrzeżeń, domowe wydanie; choć rosół zrobić łatwo i w krakowie dostatek zup, o tyle znaleźć dobry czerwony barszczyk już tak łatwo nie jest. ser jak najbardziej smakowity, choć nie kosztowałem, ale ufam gustowi współjedzącej, natomiast ze schabowym trochę spartoliłem, bo nie zmodyfikowałem sobie sałatki, ale to nie restauracji wina (mea culpa). obsługa zresztą absolutnie profesjonalna, dawno nie widziałem tak sprawnego serwowania dań i co ciekawe pani wie z której strony należy podawać w czasie rozmowy, aż łezka się kręci za „zaklętymi rewirami”. ziemniaczki świeże (nieodgrzewane), porcja słuszna, w związku z czym marudzić nie sposób. za całość, ale z kawą i napiwkiem zapłaciliśmy niecałe 50pln, więc jak na obiad za dwie osoby, zatem całkiem akceptowalne rozwiązanie. pewnie, że można w okolicy znaleźć tańszą knajpkę, ale czasem warto wypłynąć do innego kulinarnego portu, a nie cały czas poruszać się głównym zatokowym prądem morskim. bredzę, bom głodny – wam smacznego zażyczam i polecam restaurację!
0
oturum aç
hesap oluştur