wczorajsza wizyta w ale wino! była naszą kolejną, tym razem, urodzinową kolacją mojej serdecznej przyjaciółki. wiosenna mokotowska zachęca tym bardziej, że można było już usiąść w ogródku (de facto na tyłach ulicy), z tęsknotą wyczekiwanym. cieszyłam się bardzo i na spotkanie i na kolację. jedzenie dobre, ale bez zachwytu. zamówiliśmy pieczarki z puree ziemniaczanym i pesto - bardzo ok, dla mnie ciut za chłodne. następnie risotto z truflami - zawsze pyszne i obłędne - wczoraj było za słone. mój mąż zamówił kaczkę - głowy nie urywała, dla mnie ok, mojego męża rozczarowała. szkoda, że nie było pokazowych, cudownych wręcz policzków (przepyszne). wino dobre, chociaż dziwi mnie brak listy win. obsługa starająca się szalenie i pomocna. pani biegająca z deska, na której jest wypisane menu... budziła jednak moje współczucie.
zadziwia mnie to miejsce bardzo - ogromny potencjał (urokliwe położenie restauracji, dobra kuchnia, świetny wybór win) kompletnie zaniedbany przez gospodarzy / właścicieli. czy dramatyczna już obskurność ma być tym czymś, co wyróżnia ale wino? mimo powieszonych, nowych światełek, które dają ciut więcej światła na zewnątrz, mnóstwo zaniedbań - wiszący kabel, stara pułekczka na nie wiem co (chyba na telewizor), wspomniane już wcześniej menu wypisane na desce (w zeszłym roku byłam dwukrotnie świadkiem, jak potrącone przez przechodzącą osobę spadło na gości siedzących przy stole), w toalecie nie powiem co.... i do tego brak krzeseł dla gości.... obok nas dziewczyna dosiadła się do znajomych na dostawionym szybko stoliku. stojące puste stoły bez krzeseł - goście nie wiedzący co ze sobą zrobić (czy przysiąść na stole , jak pani obok nas, czy raczej to za swobodne, czy stać, czy o co chodzi?) trochę za bardzo niechlujne to jak dla mnie. szkoda... liczę bardzo na zmianę, na poprawę, na lepsze. może to dlatego, że rozpoczął się dopiero sezon letni, a może ...